< Wróć do strumienia danych

Gdzie więcej ZŁA? W Berlinie czy we Frankfurcie nad Menem?

[DATE: 3030-30-30][CATEGORY: FRAGMENTACJA DUSZY][STATUS: KRYTYCZNY]

Są miejsca porażające brudem i smrodem papierosów zmieszanym z moczem i innymi wydzielinami. A to i tak pikuś – osoby o słabych nerwach i tak zwane empatyczne doznają szoku. Widok ludzi zatrzymanych w czasie na haju, tak zniszczonych narkotykami i opanierowanych fekaliami, że określenie ich mianem zombie to chyba komplement.

 

Frankfurt nad Menem – gdy wychodzisz z dworca i Twoim celem jest centrum miasta, nie ma szans, musisz przejść przez to miejsce.
Każde wyjście z dworca – górą czy dołem – obstawione jest przez to zjawisko. Porządni ludzie nazwaliby to upadkiem moralnym.
Ja mówię wprost: chcesz się stoczyć raz na zawsze w tym życiu, wystarczy ci 20 euro, a potem będzie ci wszystko jedno.

 

Niemcy, Frankurt nad Menem, Bahnhofsviertel

Niemcy, Frankurt nad Menem, Bahnhofsviertel

Nie chcesz czekać na światłach, idąc ulicą? Możesz przejść przez przejścia podziemne, ale i tak się napatoczysz.
Idąc górą, chyba najbardziej narażasz się na spotkania i widoki. Najlepiej wyjść dołem, od razu na Kaiserstraße, bo jest szansa, że zaraz przy wyjściu stoi radiowóz i miniesz tylko 1-2 dilerów trawki.

 

Ciężko często przejść obojętnie. Czasem to całkiem duże zbiegowisko ludzi, którzy z ćpaniem się nie kryją. Robią to na oczach przechodniów.
Widać, co aktualnie króluje na mieście. Trochę mi zeszło na własne rozeznanie,
bo nigdy nie próbowałem się w coś takiego bawić. Moje wyobrażenie o ciężkich narkotykach to była heroina i igły, ale czasy się zmieniły.
Nauczyłem się dobrze rozróżniać tych od cracku i tych od fentanylu.

 

"
Kilka razy doświadczyłem jakiegoś totalnego armagedonu. Jakby wszystkie siły zła w jednym momencie chciały zrobić coming out i umówiły się: „Dziś robimy rozpie*dol i nie bierzemy jeńców”. Od wyjścia z domu na dworzec (6 minut) naliczyłem kilka ciał w totalnym bezruchu – porzuconych na ulicy. Nie wiesz, czy nie żyją, czy ćpają sobie niesmacznie.
"

Wygląda to tak jak by ich ktoś poukładał między stolikami ogródków restauracji,
do których kilka godzin później zasiądą nieświadomi tych statycznych scen klienci.
Najgorsze w tym wszystkim jest to przyzwyczajenie do tego widoku, brak rekcji.
W sumie co się dziwić, jak bym miał być policjantem z tej dzielnicy to chyba jedyne co mógłbym zrobić to zrezygnować.
Potem, im bliżej dworca, siedzi kilku typów we krwi – chyba jakieś mordobicie było przed chwilą – policji brak. Schodzę w podziemia dworca,
a tam kolejna awantura i kolejni ludzie we krwi. Może ci z góry na tych z dołu – nie wiem – ale spadam stąd szybko do mojego S-banha do Raunheim.

 

Dilerzy też chyba są nietykalni albo wyrastają jak grzyby po deszczu.
Usuwanie ich to walka z wiatrakami.
50 metrów od nich siedzi policja w vanie.
Mają te specjalne urządzenia do skanowania narkotyków, czasem kogoś „trzepią”, ale na moje oko ci dilerzy codziennie stoją w tych samych miejscach i sprzedają swoje.
Te same twarze.
Nietrudno się domyślić, którzy to są.
Raz widziałem nalot na obszar, „kwadrat” czy jak to zwał – chyba ze 100 radiowozów,
antyterroryści itp. Czy to tylko pokazówka?
Nie wiem.
Czy to problem dla miasta i władz?
Na pewno. Bo ci ludzie – i jedni, i drudzy – muszą się gdzieś gromadzić.
A turyści pierwszego razu są co najmniej nieźle skonsternowani…

 

Niemcy, Berlin Cottbuser Tor

Niemcy, Berlin Cottbuser Tor

Niektóre miejsca w Berlinie, w Kreuzbergu, są bardzo podobne.
Chyba nietrudno się domyślić – dzieje się dokładnie to samo.
Tylko przelicznik jest inny i chodzi o mnożenie i o rozproszenie na większej powierzchni.
We Frankfurcie na powierzchni 200m^2 jest jakaś swoista kumulacja degrengolady i apokalipsy w jednym.
W Stolicy mam wrażenie, że jest to na większą skalę i jest więcej takich miejsc jak Cottbusser Tor.
Nie będę więcej tego opisywać, bo w Bahnhofsviertel we FRA mieszkałem 1,5 roku, więc znam to zjawisko od podszewki.

 

Czy w Warszawie tego nie ma?
Nie wiem, dawno nie byłem. Może nie trafiłem na taki obszar.
Ale z pewnością mogę założyć, że może być podobnie. I chciałem poruszyć jeszcze jedną kwestię:
polskiego narodowego chlania i przyzwolenia na to. Bo może wódeczka wygląda trochę ładniej,
ale społecznie to rozbite rodziny, traumy i agresja, które trwają i się pomnażają w tym cichym przyzwoleniu.
Twarde narkotyki są takie, że jak już upadniesz, to raczej nie wrócisz, a jak jesteś zombie,
to nikomu już fizycznej krzywdy nie zrobisz – no, może poza bólem straty w rodzinie.

💬 Chcesz coś dodać albo odjąć?

Chętnie porozmawiam! Wysyłam odpowiedź w ciągu kilku lat 😈